ZBIGNIEW PREISNER. DOKĄD ZMIERZA JEGO KARIERA?

fot Anna Włoch

fot Anna Włoch

 

Pisał muzykę do filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Pracował z Agnieszką Holland, Paolo Sorrentino czy Thomasem Vinterbergiem. Grał na jednej scenie z Davidem Gilmourem. Został uznany za Najwybitniejszego Kompozytora Muzyki Filmowej. Kilkakrotnie nominowany do Złotego Globu. Muzyk z wyboru. Ale czy wciąż to jego największa pasja? Kilka dni temu we Wrocławiu, Europejskiej Stolicy Kultury, odbyła się premiera spektaklu „2016 DOKĄD” w jego reżyserii.
Jak odnalazł się w nowej roli? Czy porzuci komponowanie na rzecz teatru? Zbigniew Preisner szczerze o ścieżce kariery, jaką wybrał.

11 listopada w ramach Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 miała miejsce premiera spektaklu „2016 DOKĄD?”. Nie jest zaskoczeniem, że skomponował Pan muzykę do sztuki. Pierwszy raz jednak wystąpił Pan w roli reżysera. Jak odnalazł się Pan w nowej rzeczywistości?

To nie jest do końca prawdą, że po raz pierwszy wystąpiłem w roli reżysera. Wszystkie koncerty mojej muzyki, które wykonuję w Polsce i zagranicą są w pewnym sensie reżyserowane, ale uznawałem, że mój udział jako „reżysera” nie jest na tyle duży, żeby nazywać go reżyserią. Inaczej było teraz we Wrocławiu. Były to trzy muzycznie różne części koncertu, w trzech różnych przestrzeniach scenicznych. Uznałem, że moją pracę przy tym koncercie można nazwać reżyserią. Dlatego się pod nią podpisałem.

Co w pracy reżysera spektaklu teatralnego uznaje Pan za najtrudniejsze?

Powtórzę po klasyku reżyserii Andrzeju Wajdzie: reżyser podejmuje dwie najważniejsze decyzje w życiu – o czym robi film i z jaką ekipą. Gdyby nie fantastyczni ludzie, z którymi grałem koncert, począwszy od artystów, scenografa, a skończywszy na ekipach technicznych, takiego koncertu, w takiej formie, nie dałoby się stworzyć w tak krótkim czasie. Próby we Wrocławiu trwały pięć dni, ale na scenie NFM pojawiliśmy się dopiero 7 listopada o 20:00. Tego rodzaju widowiska czy koncerty powstają przez wiele tygodni, żeby nie powiedzieć miesięcy. Jeżeli to się udało, to dlatego że Wrocławski Teatr Pantomimy ćwiczył oddzielnie, tak samo Chór NFM, a wszyscy soliści uczyli się tego samodzielnie w domach według jasnego scenariusza, który napisała Ewa Lipska i precyzyjnie napisanej partytury.

O czym opowiada „2016 DOKĄD”? Co chciał Pan przekazać poprzez ten spektakl?

Trudno mi opowiadać własny koncert. Mogę powiedzieć, jaki był nasz zamysł. Chcieliśmy z Ewą Lipską dać wyraźny sygnał, że świat i Polska pogrążają się w chaosie, a cały ten chaos bierze się z totalnego populizmu. A najgorszą rzeczą, jak mówił Seneka, jest pospólstwo.

W „2016 DOKĄD” wystąpili znakomici soliści i aktorzy. Na co zwracał Pan uwagę angażując poszczególne osoby?

Zawsze, kiedy piszę muzykę, wiem kto ją będzie wykonywał. Najważniejsze jest, by wybrać odpowiednie osoby do utworów, które się pisze. Tak też było w tym przypadku. Widzom zostawiam artystyczną ocenę tego, co zaprezentowaliśmy.

A jak pracowało się z Lisą Gerrard? Czy wniosła ona do spektaklu coś szczególnego?

Lisa jest wspaniałą osobą i wielką artystką. Jak zawsze z wielkimi ludźmi pracuje się bardzo merytorycznie i spokojnie. Wkład Lisy w  utworze „Dokąd”, do którego układ choreograficzny przygotowała Pantomima Wrocławska, jest moim zdaniem tak znaczący, że postanowiliśmy się pod tym podpisać wspólnie. Jej improwizowana partia wokalna jest niesamowita. To dla mnie prawdziwa przyjemność pracować od dłuższego czasu z Lisą.

Czy „2016 DOKĄD” to Pana jednorazowa przygoda z reżyserią, czy może powinniśmy spodziewać się kolejnych sztuk teatralnych?

Proszę się nie martwić, nie zamierzam brać się za reżyserię, poza oczywiście swoimi projektami (śmiech).

Czyli przede wszystkim muzyka?

Tak, muzyka.

 „2016 DOKĄD” to nie jedyne Pańskie spotkanie z Europejską Stolicą Kultury. W czerwcu odbył się głośno komentowany koncert Davida Gilmoura, w którym również Pan uczestniczył. Davida zna Pan od lat. Jaki to człowiek? Jak się z nim pracuje?

Wszyscy wiemy, kim jest David Gilmour. Chyba wszyscy znamy płyty Pink Floyd. Miałem okazję pracować z nim przy jego dwóch ostatnich albumach: „On an Island” i „Rattle that lock”. W obu przypadkach robiłem orkiestrację. Dwa razy też dyrygowałem orkiestrą podczas jego koncertów w Polsce. Pierwszy raz w Gdańsku w 2006 i kilka miesięcy temu we Wrocławiu. Praca z nim to przyjemność, perfekcja i wielkie przeżycie. David jest niezwykle skromnym człowiekiem. Nigdy nie widziałem u niego ani jednej nuty gwiazdorstwa. Porozumiewamy się właściwie bez słów.

Co sądzi Pan o samym projekcie Europejskiej Stolicy Kultury? Powoli dobiega końca kadencja Wrocławia. Czy miasto stanęło na wysokości zadania? Czy słusznie zostało okrzyknięte stolicą kultury?

Wrocław był, jest i będzie jedną ze światowych stolic kultury. Mieszkańcy Wrocławia żyją w niezwykłym mieście i powinni być z niego dumni. Mają fantastycznego Prezydenta Rafała Dutkiewicza, który ceni sztukę i z pomocą świetnych współpracowników wie, jak organizować koncerty, festiwale, wystawy. Mają niesamowity budynek Narodowego Forum Muzyki i świetnych artystów, którzy mieszkają we Wrocławiu. Współpracowałem z Filharmonią Wrocławską, wtedy jeszcze tak się ta orkiestra nazywała, parokrotnie też z Chórem Narodowego Forum Muzyki i Agnieszką Franków-Żelazny. Przy okazji tego koncertu po raz pierwszy współpracowałem z Wrocławskim Teatrem Pantomimy. Wszyscy oni to artyści na światowym poziomie. Za miesiąc nazwa Europejskiej Stolicy Kultury przejdzie do historii, ale sztuka we Wrocławiu będzie rozwijała się równie dobrze w następnych latach. Co do tego nie mam wątpliwości.

Bardzo dziękuję wszystkim tym we Wrocławiu, którzy przyczynili się do powstania naszego spektaklu „2016 DOKĄD”. Praca z nimi to prawdziwa przyjemność.